sobota, 6 grudnia 2008

adwentu tydzień drugi


No i może zapytacie, jak mi leci sobota. Wolna, dodam.
Jeszcze nie usiadłam (no dobra, siedzę teraz ku ścisłości), a przerwę miałam nalewając kawę do kubka, piłam już w biegu, zimną (przywykłam). Sprzątam, a jakże, już tak trochę pod kątem świąt, bo za tydziń zajęcia, za dwa tygodnie zajęcia, nie nie nie, nie powtarzam się.
Wieczorami, zamiast usiąść nad historią albo cudowną gramatyką, czy też leksyką, zasypiam po uwaga trzydziestu siedmiu sekundach.
A wdomu pachnie kawą i to jest niewątpliwy atut zaparzacza do kawy, który to nabyłam mężowi w prezencie mikołajkowym. Tak jak to robią włosi (a wspominałam, że uczę się włoskiego? z płyt audio, w domu, bo samochodu jeszcze nie mam).
Obiadu jescze nie mam, nawet go nie wymyśliłam, dobrze, że mnie mama zaopatrzyła w słój zupy szparagowej dla dzieci.
A ja co. Zatoki mi aż świszczą. Ale nic tam, byle ten kaszel Franka był tylko od kataru, bo ciarki mi po plecach biegną.
Zosia do przedszkola, ciasta na pierniki ciągle nie zarobiłam nawet, mimo to cieszą mnie te święta niezmiernie i tego się trzymam.
Miłych przygotowań Wam życzę. i sobie, rzecz jasna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz