środa, 17 grudnia 2008

na dobranoc dobrywieczór


No to mąż na trasie do Szczecina jedzie na spotkanie integracyjne dla pracowników z żonami. Ta. On jedzie, jak na załączonym obrazku widać, bez żony. Pracodawca nie przewidział dzieci w spotkaniu integracyjnym. I anginy nie przewidział. I tego, że ktoś zwyczajnie nie ma urlopu...
ja mam anioły z masy solnej, jakieś zaczątki kataru (albo histerię, może wcale kataru nie ma), porządek w kuchni i łazience, bałagan w pokojach (jakby permanentny) i koło w sobotę kurza melodia (dziś dzień bez przekleństw???) z gerunds i infinitives.
Nie mam za to nadal samochodu, mam perspektywy... szerokie...horyzonty... i zakichane gacie Franca i ambicje, że się chłopina w końcu nauczy... uroki macierzyństwa.
Ja się wieczorem, jak już upchnę te nieletnie do łóżek, zintegruję z podręcznikami do gramatyki. Życie, cóż, każdy ma taką integrację, jaką sobie wybrał.
Fryzjer bdb.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz