czwartek, 18 grudnia 2008

na dzień dobry wieczór kurde jak jest ciemno


Mój nastrój semi-depresyjny osiąga fazę tuż przed depresyjnego i zaraz komus przywalę. Na przykład temu kominku (który nota bene nigdy nie działał sprawnie). Pogoda nie jest moim sojusznikiem, chyba że u Was świeci słońce (co to kurwa jest słońce?????????????)
O jakże chciałabym być teraz w Szczecinie.
No ale nie jestem, podręcznik do gramatyki ciągle by my side, dzieci także, anioły do pomalowania gotowe, cóż, no, well...
Wczoraj za to me potomstwo, odporne na wszelkie prośby i działania zmierzające ku odłożeniu ich na bok w głebokim spokojnym śnie, doprowadziło mnie do obłędu i o 22.30 skapitulowałam włączając (po raz 143 w ciągu ostatnich dni) Madagaskar. Zosia padła koło 23, Franc natomiast czuwał do końca, ucząc się razem ze mną, oglądając i skacząc mi po nogach. Następnie zadzwonił ślubny i zapodał mi tekst (przekrzykując się z kolegami - WSZYSCY chyba byli z żonami-partnerkami, kuźwakuźwa), że szkoda, oj jak szkoda, że cię tu z nami nie ma. Nie, nie zapadłam na depresję instant, nie, dlaczegóż...
Progenitura męczy o te anioły, więc spadam.
Byle do weekendu, jadą goście jadą!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz