poniedziałek, 6 lipca 2009

Freya, drożdżówki i (nie)seks.


Mój mąż pokochał mnie dziś mocniej (i nie, nie musiałam zrobić nic, czego opis na otwartym blogu wymagałby ostrzeżenia, że tylko dla dorosłych).Upiekłam drożdzówki, as simple as that. Z kremem czekoladowym, może to zmienia postać rzeczy. Nie pytajcie, ile już pochłonęłam i moja dzieć też.
Miałam wczoraj egzamin praktyczny, część pierwszą, dziś więc odreagowuję w kuchni gotując piekąc doprawiając i wekując. I sprzątam. I w ogóle ale to w ogóle w ogóle nie myślę o tym, iż należałoby się wziąc do nauki, bo w sobotę część druga (i ostatnia, dodam z westchnieniem ulgi).
Jak tak popierdzielam po blogach przeróżnych, zauważam, iż obserwowany przeze mnie problem mrówek nie jest aż tak lokalny, jak sądziłam, i wychodzi nieco poza granicę mojego ogródka. Rozlazły się cholery niemożebnie. Póki co traktuję je niehumanitarnie (nieanimalnie?) substralem, albowiem inne metody, bardziej ekologiczne, zawiodły.
I za radą Marynarki udałam się do sklepu z bielizną. Ściskam się od kilku tygodni stanikiem o rozmiarze UWAGA UWAGA UWAGA 60D. Planuję oczyścić szufladę z wszystkich 75B, jakie tam zaposiadam (wyłącznie przez zasiedzenie) i już rozumiem, dlaczego nie mogłam nosić staników bez naramek. Proste.
Może jednakowoż pochylę się w tym miejscu nad listą zagadnień na egzamin. Adios Amigos.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz