wtorek, 7 lipca 2009

rm, limonka i mięta. MOJITO!!!


Jesus, jakie miałam dziś sny.
Wypadek z sześcioma ofiarami, przykrytymi czasnymi sukmanami z mocno odciskającymi się kolanami. Kolejną śmierć Babci, po roku. Składanie umierającego ciała do walizki. Już? Już.
Nie wiem, czy dopatrywać się w tym wczorajszej lektury autorstwa noblisty (Coetzee J.M., W sercu kraju) czy może demonicznych wizji egzaminu niezdanego na skutek licznych prakryk prokrastynacyjnych. Nie wiem.
Wróciwszy do domu po wizycie z nieletnią u dentysty (w wakacyjny dzień bez korków liche czterdzieści trzy minuty w samochodzie bez klimatyzacji, czarująca sauna, gwarantuję) planuję popełnić mojito (tak, w południe, prohibicji, zdaję się, nie ma?) i w stanie lekkiego upojenia przemyśleć:
-Should animals have the same rights as humans?
-Does teaching arts and humanities mean the same as teaching people to be humane?
-How much do we know about the properties of human brain?
And so on, and so on, bez pół litra nie rozbierzesz. Pół litra sparkling water of course.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz