czwartek, 16 lipca 2009

ordnung must sein!


No i tak cichaczem, boczkiem, opłotkami, niespodziewanie i znienacka znalazłam się na drugim roku. Nawet ze stypendium naukowym, pierwszy raz w życiu moim trzydziestoletnim niemalże.
Teraz więc odkurzam dom, porządkuję sterty kser, kopii, podręczników, słowników porozkładanych tam i ówdzie (w zasadzie nie widać dywanu, tu dwujęzyczny, tu mono, tam thesaurus).
No i wczoraj przyszedł z dworu Franek i zatroskany wielce rzekł ze łzami w oczach:
-mamo, Ziosia mnie naziwa tumbuteltu.
Zagadką dla mnie było to przezwisko, zapewne niemiłe dla malca, toteż popędziłam do Zosinej i zapytałam,  jak też ona brata nazwała.
-Mały kurdupelku powiadziałam, to chyba nie aż tak brzydko?
(a następnie wywiozłam dzieci na noc do babci na działkę i teraz czytam, czytam, czytam, opalam nogi - dałam radę całe trzy minuty - czytam i czytam. I śpię. I tęsknię, zaraz po nich jadę.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz