poniedziałek, 16 kwietnia 2012

kontaktowo

Dwa zakupy dokonały w moim życiu kolosalnych zmian, nadały nową jakość moim czynom, ułatwiły.
Pierwszy, wielkogabarytowy, trafił do nas ręcami męża w sobotę. I od razu uchomił serię działań usprawniających pracę pralki automatycznej, przyspieszył segregowanie brudów ze względu na kolory, faktury i tkaniny, udoskonalił system wkładania i wyjmowania kolejnych cyklów pachącej biezlizny i nie tylko. Mąż zanabył drugą suszarkę. Taką tradycyjną, z metalowymi prętami do rozwieszania wilgotnych ubrań. Taką, na której zawsze brakuje miejsca. Taką zawsze gęsto obwieszoną. Teraz bezkarnie mogę prać codziennie, nie muszę obawiać się wysmyknięcia się spod mojej kontroli kosza na brudy, który też, jakimś cudem, zawsze jest za mało pojemny. Mam miejsce na wieszanie i schnięcie.
Drugiego zakupu dokonałam już osobiście, spontanicznie i szybko. Weszłam, poddałam się skomplikowanym zabiegom optometry z wywijaniem powieki włącznie i wyszłam z zapasem półrocznym soczewek kontaktowych i płynem do ichże dezynfekcji. Jako wieloletnia okularnica, astygmatyczka, przyklejona do dioptrii plus trzy i pół na stałe, mogę już teraz docenić, że oprawka nie obciera szlachetnie za uchem, ze szkła nie zachodzą gęstym mlekiem przy kontrolnym otwarciu piekarnika, w którym dochodzi placek, że wreszcie mogę ubrać moje ukochane okulary przeciwsłoneczne na pół twarzy bez okularów korekcyjnych nieśmiało schowanych pod spodem i gniotących mocniej za uchem, na skroni i na szczycie nosa.
Acz debiutancka próba wyjęcia szkieł w domu skończyła się spektakularnym zalaniem łzami łazienki, korytarza i schodów. Początki bywają trudne, u optyka poszło sprawniej. Well.

2 komentarze:

  1. O Mamo, dam radę :)))(powiedziała i poszła nastawić budzik o kwadrans wcześniej, żeby jutrzejsze piętnastominutowe zakładanie soczewki nie spowodowało spóźnienia do pracy) :))

    OdpowiedzUsuń