czwartek, 12 kwietnia 2012

wiosna nastała

z czego wnoszę? Nie otóż z mojego permanentnego zmęczenia ani też z kwitnących mi tu i ówdzie zawilców i kiełkujących niezapominajek. Wnoszę z autostrady, jaką ponownie na naszej posesji wybudowały sobie błyskawicznie mrówki (swoją drogą, chyba mają swoje Euro albo Olimpiadę, albo dwa w jednym w tej naszej chałupie, że tak im sprawnie poszło, no chyba, że im się Chinczycy nie wtryniali na plac budowy i uczciwych inwestorów pozyskali). Chodzą więc w tę i z powrotem, dźwigając na barkach cały swój świat. A ja po zamieceniu ulepionej brudem ich maleńkich stóp podłogi (wcale mnie już nie dziwi, że umyta dwadzieścia godzin wcześniej na kolanach podłoga dziś nie lśni wcale a wcale i nosi znamiona solidnie upieprzonej, już znam winowajców) zauważam niezłe zamieszanie i ruch w owych śmieciach. Kilka mrówek zawsze się z tej skomplikowanej autostrady na szufelkę załapie.
Drogi ich wejścia do mojego domu jeszcze nie znalazłam. Wyjście wskazuję im za to jednoznacznie stanowczym ruchem palca wskazującego. Ruchem wbijającym ich chitynowe pancerze w terakotę. Owadami, które mają w moim domu ze mną dobrze są wyłącznie pająki. Te wynoszę własnymi ręcami na parapety, ewentualnie, w przypadku zimy za oknem, czy pluchy jesienno marcowej, w kącik przy kominku. Niesystematyczny acz stały ruch tuzinów mrówek na różnych odcinkach ich sieci autostrad wywołuje u mnie niepokój, nie wzruszają mnie ani nie ujmują, mrówkom mówię WON!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz