środa, 31 października 2012

wyniki

-Jak na zdrową, robicie wokół mnie ciut za dużo zamieszania. Czuję się doskonale, dziękuję. Lekarz nieco skonfudowany zlecił jednak szereg badań krwi, osłuchał, orzekł, że zapalenie płuc nie ma się lepiej, więc dopisał torbę leków, i kazał upuścić trzy fiolki (pielęgniarz dał się wciągnąć w rozmowę o upuszczaniu krwi i jego wpływie na łagodnienie narowistego charakteru, jest dla mnie nadzieja), i czekać. Po godzinie uśmiechnięty powiedział, że źle nie jest, a wyniki rokują. Pożyję (bo wyobraźnia podsuwała mi białaczki, szpiczaki i inne nowotwory). Tata uderza do mojego rozsądku, dziecko, rzecze, weź się wstrzymaj, kwiaty w tym czasookresie są drogie jednakowoż, nie umieraj. To się wzięłam. Kontrola w poniedziałek. Mam się oszczędzać i dobrze odżywiać, jasne. Garści leków skutecznie zapychają żołądek.
Reasumując, nie było mi w tym szpitalu do śmiechu ani przez moment, nie byłam specjalnie rozmowna, oprócz sytuacji z lekarzem i pielęgniarzem, tam zagrałam po całości kozacko, cały szpitalny zgiełk wybitnie mi nie służy, ale komu służył kiedykolwiek? (to znaczy, moja babcia na przykład lubiła do szpitala chodzić, miała kumpelki i kompleksową opiekę, ale miała też koło 90 lat, mieszkała w mieście powiatowym, w którym znała lekarzy i pielęgniarki i każdego żyjącego siedemdziesięciolatka plus, także dla niej było to wydarzenie towarzyskie). Ulżyło mi nieco. Mam tydzień z hakiem na wypionowanie się totalne. Do dzieła, dziewczyno.

3 komentarze: