sobota, 16 lipca 2011

owocowo


Przejechaliśmy na rowerach jakieś dziesięć kilometrów po górkach i dołkach, i nie byłoby w tym nic dziwnego, czy godnego chwalenia się, gdyby nie uczestnictwo w tych dwukołowych wyprawach niespełna pięciolatka. Dał radę Franczesław doskonale! Po wyczerpującej przejażdżce udał się grać w piłkę, duracele małe mają niewyczerpane pokłady energii. 
Pojechałąm też dziś na zakupy do niemieckiej sieciówki i nabyłam między innymi owoce. Sezon, przypominam, w pełni owocowy. A w moim koszu wylądowały: nektarynki, arbuz, melon, banany. Khem. Zapłakałam w domu nad zakupami i postanowiłam owoce kupować w warzywniakach, acz dszłam do smutnej dość konkluzji, iż owoce rodzime (mamy sezon zdaje się na jagody, maliny, czereśnie, wiśnie może, porzeczki, które mam na krzaku sąsiada i tak dalej) są daleko droższe od importowanych i mogą być dla niektórych luksusem, prawda???
Rano w sobotę, zgodnie ze zwyczajem, mąż zjawia się w domu z bułkami i Gazetą, z której najbardziej mnie w sobotę interesują obcasy. I tak sobie je przeglądam, podgryzając drugą (i trzecią, poważnie) bułkę z dżemem i WTEM barbarella!!! Przeczytałam wywiad, w którym wspomina pierwszą żonę oraz poznańskie blogerki w ogóle, pośmiałam się (barbarellę znam nie od dziś, wiele książek do mnie trafiło dzięki jej recenzjom nietendencyjnym) i gazetę zamknęłam, gdy przyszedł do mnie esemes od Przyjaciółki, w którym odkrywa ona drugie dno owego wywiadu, czyli że ten tekst i o mnie traktuje.  Oprócz tego, iż zapłonęłam rumińcem, jak dzięcielina (jakoś tak to chyba szło), to urechotałam się setnie, gdyż ZAWSZE gdy podczytuję cudze blogi, mam wrażenie, iż mój jest mdły i nudnawy i pospolity. Także gdzie tu barbarella - celebrytka i inne gwiazdy blogosfery. Ale miło jest mi bardzo! Dziękuję, Anno!!!
Upiekłam dziś tartę (nie miałam borówe, więc wkroiłam banany), i choć nie jestem tarta-type, to wyszła zjawiskowa. Niebo w gębie, zaprawdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz