wtorek, 5 lipca 2011

she's back


zaledwie na dwadzieścia cztery godzny z niewielkim haczykiem wybyła ma piewrworodna złota córeńka, by wróciła nadąsana i niezadowolona z wszystkiego niemal nastolatka w faze buntu. Odszczekiwała stęsknionemu bratu, warczała na rodzicieli i ujadała na rzeczywistość. Kilka moralizatorskich jednak pogawędek później, w wannie, podczas kąpieli stawiającej za główny cel usunięcie skorupy błota, w którym się wytarzała z czubkiem głowy włącznie, opowiedziała mi, iż postanowili, że jutro będą wzorcowi: wstaną rano i zrobią nam śniadanie do łóżka (nienienie, tata idzie do pracy!!! wstaniemy o świcie. nienienie, obudzicie nas!!!będziemy bardzo cichuteńko.), będą nam pomagać, sprzątać, słuchać, tykać jak w szwajcarskim zegarku, a może tatę udobrucha to na tyle, by w czwartek zabrać ich na basen. Grunt to mieć plan. Wieczorem moja kochana córeńka wróciła, sadzając mnie na kanapie (mamo, co ty robisz na tym komputerze, znów się uczysz? no chyba się nie uczysz...) i domagając się codziennej porcji przytulań (przytul się do mnie, proszę to najczęstsza jej fraza ostatnio). 
Na nk (założyłam tam znów konto, by być w kontakcie z uczniami, których pożegnałam kilka dni temu. sami zapraszają, sami odwiedzają, moje grono znajomych poszerza się o kilku nieletnich. na fejsie nie przyjmuję uczniów W OGÓLE) jeden z tegorocznytch absolwentów pyta, jak mijają mi wakacje. Pysznie, odpowiadam. Dokonując znacznej paraboli opisuję, iż śpię do południa (góra 9:23), czytam do rana (góra 2:07), litrami pijam kawę na tarasie (góra dwie filiżanki, na tarasie biegiem międy jedną nagłą ulewą a kolejną).
Ale jaką ja książkę czytam, słuchajcie. Łykam rozdziałami i kradnę kolejne strony. Spać poszłam wczoraj z rozsądku, po czym zasnąć nie mogłam. W planach ją miałam przeczytawszy recenzję u młodej pisarki, co czyta, ale książka musiała na parapecie swoje odczekać. Room się nazywa w oryginale, ale od kilku tygodni jest też jej polska wersja. Książka naprawdę warta poświęcenia kilku wieczorów (w moim przypadku będą to dwie noce i kilka skrawków dnia). Nic nie zdradzę. Recenzować nie potrafię. Zaskakuje. Porywa. Emocjonuje. Wakacje dają radę (i nawet udaje mi się posprzątać i ugotować i wytarzać się po podłodze z nieletnimi w łaskotach, pierdziochach i innych radościach, tylko manikjur kuleje...).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz