środa, 27 lipca 2011

zawęzłowana


Poszłam dziś upuścić sobie trochę krwi na okoliczność powiększonego węzła chłonnego, który mi nie daje spokoju (a głowa produkuje NAJCZARNIEJSZE scenariusze). W oczekiwaniu na wyniki (a oczekiwania mam jeszcze 24 godziny) maluję taborety, piekę ciasto czekoladowe, sprzątam i tańczę. Wszystko, aby odeprzeć czarnowidztwo.
Gdyby ten węzeł był oznaką czegoś złego, we krwi (morfologii, rozmazie i OB) wyjdzie coś, nie? Innemi słowy: jeśli wyniki będą w porządku - nie będę musiała w popłochu sporządzać testamentu? 
Nienawidzę martwić się o zdrowie własne i bliskich (moja ukochana Babcia w szpitalu z niewydolnością oddechową i zatrzymaniem moczu). Kiepski ten tydzień i perspektywa wakacji nie pomaga jakoś na smutki i rozmyślania kosmate.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz