sobota, 7 lipca 2012

leniwie

Sącząc kolę z lodem i cytryną, niespiesznie chłonę kolejne strony "Pod słońcem Toskanii" zastępując sobie wakacje. Pogoda śródziemnomorska, idealnie pasuje do lektury, którą ostatnio miałam w ręce w ciąży z Fransem, lat sześć temu. W Toskanii zaś ostatnio byłam z dekadę temu, ciągle wspominam tę wizytę z radością.
Frania ospa mija bardzo spokojnie, tfu, tfu, odpukać, ma jeszcze kilka mokrych krost, ale nowe już nas nie nawiedzają, współczuję mu w tej gorącze i pocie, jeszcze to swędzenie. Ale mam nadzieję, że powoli mamy to za sobą.
Tymczasem, odwiedzili nas rodzice, dali się namówić na pierwszy nocleg u nas, co jest zaskakujące, ponieważ szacuję, opierając się na statystykach i obserwacji bądź co bądź uczestniczącej, iż częściej bywa u nas teściowa (dzieli nas i łączy 300 kilometrów) niż moja mać (12 kilometrów co najwyżej), która wpada zazwyczaj podszyta wiatrem, jak na wyścigi, byle nie za długo, byle się nie znudzić. Ale cel ich wizyty był szczytny, opicie mojego dyplomu, wracać z lasu po pijaku autem ryzykownie, piechotą niepodobno, taksówką upiornie drogo, autobusem niemożliwie, gdyż taki tu nie kursuje (tak, mieszkam na terenie miasta wojewódzkiego), do najbliższego trzy kilometry puszczą zamieszkaną przez wszelką faunę możliwą (zające, lisy, sarny, jelenie, dziki, łosi nie zauważono), musieli zostać. A jako, że ostatnie cztery tygodnie zdrowieli z pomocą klimatu w Krynicy Górskiej wtapiając się w tłum kurwacjuszy, mieli dość barwnych opowieści o skąpych topach okrywających epickie biusty sześciesięcioletnich flam, kapeluszach na łysiejących skroniach siedemdziesięcioletnich ogierów i polowaniach na dziewice i prawiczków na głównej alei sanatoryjnej. Wyglądają kwitnąco, swoją drogą, mama z brzoskwiniową opalenizną, tata wypoczęty i zrelaksowany, dobrze im ten beztroski miesiąc zrobił. Miesiąc, jak orzekł mój ślubny, miodowy.
Zośka odziedziczyła stary aparat telefoniczny taty. Nie mamy dziecka, multimedia uprowadziły (choć telefon bez karty, dzwonić jedynie w parapet póki co).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz