środa, 1 sierpnia 2012

Jest super, jest super, więc o co ci chodzi...

W tym domu nie ma kawy rozpuszczalnej. I żeby się napić, należy zaparzyć ją w kawiarce, staruchnej, opalonej, która i owszem daje radę i pyszną kawę, ale nie w południe, jak się jej potezebuje już teraz natychmiast.
Cóż było robić, wsiadłam w auto, pojechałam do sklepu i kupiłam. Po trzech dniach abstynencji (wyszła mi na zdrowie, zamiast kawy pochłaniałam arbuza, brzoskwinie i banany).
Przyjaciółka, zmęczona mama dwójki wielce nieletnich i uroczych szkrabów poniżej trzech lat, pyta, jak mijają mi TAKIE wakacje, bez dzieci, bez nauki, bez trosk. Oh, well, budzę się koło pół do dziesiątej, czytam w łóżku do jedenastej, aż dopadnie mnie głód. Schodzę więc na dół do kuchni i pochłaniam kanapkę z pomidorem malinowym popijając ją herbatą owocową. Wykładam się następnie na kanapę, względnie taras i czytam dalej, przekąszając wspomniane wyżej owoce. I kiedy minie trzynasta, zbieram się z trudem z leżaka i albo robię obiad albo nie. Albo sprzątam zaplanowany kącik (NIE WSZYSTKO NA RAZ!!!), albo mi się nie chce. Koło siedemnastej wraca mąż, jemy albo konsumujemy i on, człek robotny, popitala na ogrodzie, czyniąc nam czarowną altanę od strony południowej lub ogarniając nieład, a ja dowolnie: czytam, albo czytam sącząc piwo, wino, mojito (i znów: nie wszystko na raz,na Boga). Ostatnio było pracowicie (czyli dziś), musiałam się udać po tę kawę, wysłać urodzinową przesyłkę za ocean i wykonać kilka telefonów w sprawie rezerwacji miejsc wakacyjnych. To sie spociłam, a tak to nie. No nie.
A oprócz tego rozmawiam kilka razy dziennie z południem, ale nie, nie tęsknię maniakalnie.
Jest mi naprawdę nienajgorzej!

2 komentarze:

  1. Ależ Ci zazdroszczę takiego odpoczynku :) można sobie tak siedzieć na własnym tarasie i wcale nie trzeba wyjeżdżać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. otóż to, śpię na wygodnym łóżku, opalam na własnym leżaku, nie trzeba wyjeżdżać :)

    OdpowiedzUsuń