niedziela, 21 lutego 2010

popołudniowe sensacyjki


Franek tej zimy, która nieubłaganie dobiega końca, zyskał cenne trzy centymetry. Ich jakość jest nie do przecenienia, może dzięki nim samodzielnie zapalać światło, może bez trudu i łaski otwierać szafę z naczyniami, uchywtu której dotychczas nie sięgał. Kiedy, ach kiedy, mój mały syneczku przekroczyłeś tę magiczną granicę i Twój wzrost zaczął się wyrażać liczbą trzycyfrową?
Zosia natomiast, bez tak znaczącego skoku wzwyż, acz także zauważalnego, oswojona z myślą, że krzyk, inwektywy i histeria nie robią na nas specjalnego wrażenia, ulega chwilowym pozytywnym transformacjom i jest słodka niczym lukrecja, dobra, chętna nieść pomoc i nawet deklaruje umycie mojego auta, gdyż, mamusiu, jest brudne.
Jutro przedszkole po czteromiesięcznej pauzie. Już boję się infekcji. Taka już ze mnie matka.
Za tydzień kolejne urodziny, trochę odmienne niż zwykle. Trochę zmieniają początek. Kolejna dekada, kolejne zmarszczki, dobrze, że wiosna blisko, chyba wpadłabym w depresję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz