czwartek, 17 maja 2012

lody na patyku

Zegar biologiczny jest bezlitosny. O tej porze roku domaga się lodów (zegar moich dzieci, nie mój przecież, ja mam instynkt samozachowawczy i gdy temperatura oscyluje wokół siedmu stopni, a wiatr przerzuca pukle na głowie wte i wewte i mierzwi koafiurę, marzę o gorącej kąpieli i ciepłej kołdrze, a nie porcji waniliowych na patyku). Starając się nie przeszkadzać zegarowi, ubrałam nielaty w kamizelki puchowe i puściłam z ojcem na rowerach do lokalnego sklepiku w celu nabycia i konsumpcji wymarzonych, acz oba niepokojąco pociągają nosami, więc doprawdy wiem, jak to się może skończyć.
I tak, palę w kominku kolejny wieczór, zacieram zmarznięte dłonie, których rozgrzać nie jest w stanie nawet ciężka praca polegająca na bębnieniu w klawiaturę, popijam herbatę za herbatą, z miodem, imbirem i cytryną i czekam na to zapowiadane ocieplenie. Mamy w końcu maj, do diabła.
Zośce wypadła dziś z hukiem górna dwójka, zaskakując nas trochę, a kolejna broni się ostatkiem sił przed natarciem stałego uzębienia, które już się wybiło i walczy o swe miejsce wśród siekaczy. Znika jej urocza diastema, Zosia staje się coraz doroślejsza i owszem, coraz donośniej pyskuje. I rozpacza jednocześnie nad siła grawitacji, która spowodowała utonięcie zęba w kanalizacji, i zapewne udaremniła nocną wizytę wróżki zębuszki. Zdumiewa mnie to podwójne oblicze dziecka tuż przed nastolactwem: logika myślenia, spryt i umysł niemal geniusza przy jednoczesnej wierze w Gwiazdora, wrózki i duchy. Nieustannie zaskakujące doświadczenia nie pozwalają stać w miejscu.
.....
i jeszcze taka refleksja, jako że noc ciemna za oknem i budzą się strachy za dnia poupychane za firaną/szafą/kurzem w kącie. (phi, noc na moje strachy nie jest w ogóle potrzebna, za dnia czają się równie dokuczliwie i wyskakują zewsząd). Kątem ucha dociera do mnie reklama ostatniego dzieła naszej najlepszej według mnie reżyserki. Dołączanego do jakiegoś plotkarskiego magazynu. Czy oby na pewno ten target? Czy oby na pewno konieczna taka forma dystrybucji? Jestem zmieszana. I wracam do walenia coraz wolniejszego, nie szukając sensu w tym stukaniu, bo go nie ma...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz