wtorek, 8 maja 2012

na kłopoty Bednarski

albo ciepły głask od męża, słój małosolnych na jutro, pęczek szparagów, botwina, dobre twarde jabłko, strzelające sokiem przy każdym kęsie, kubek herbaty z cytryną i kieliszek czerwonego wina. Słońce i dobre słowo.
Trochę roboty pchnięte. Może się jednak uda?
Franio rzekł dziś wcale niemateralistycznie:
Mamo, trzeba jeść szparagi, bo mają czterysta milionów dolarów witamin, prawda?
A Zosia przygotowując sobie kolację nie zauważyła, że zamiast masłem, posmarowała chleb smalcem, którego używam do smarowania blachy przed pieczeniem chleba. Rano pokazałam jej dowody: kurcze, wiedziałam że coś jest nie tak, bo mi nie smakowało!!!
Mimo ogromnych trudności, bez ofiar w ludziach (ale było blisko) udało się dziś Zośce pobrać krew. Cała  aglomeracja poznańska miała szansę docenić trzy oktawy i siłę decybeli niemal ośmiolatki, wyniki będą jutro. Wszelkie niepokojące objawy ustąpiły w czwartek, ale postanowiłam wykorzystać skierowanie, które udało się zdobyć. Niech okaże się, jak szlachetna krew w niej płynie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz