poniedziałek, 21 maja 2007

pobudek powody


Godzina druga czterdzieści trzy. W nocy dodam. Obudził mnie smród jak sto pięćdziesiąt. Kupa. Dobra, mój pies, moje sprzątanie. Bałam się jedynie, by sobie cennych własnych jedynek nie wytrzasnąć, jak się na figowym łajnie wyglebnę. Oświeciłam sobie ścieżkę łagodną poświatą płynącą z telefonu komórkowego, żeby pozostałego śpiącego stada nie pobudzić. Mąż jednak obudził się ze mną i z nosem wykręconym pomógł mi sprzątać jak się okazało kupy sztuk dwa i siury też w dwóch miejscach. Trwało to minut dwadzieścia pięć z wietrzeniem, ale za to pierwszy raz wylazłam z hacjendy na dwór w nocy i było bajecznie cicho i ciepło.
Przewijanie frankowego kupska, jak je jeszcze w nocy walił w czasach noworodkowych, trwało zdecydowanie krócej. No i efekty aromatyczne inne. Nic to, Figa, jak wstałam by źródło smrodu zutylizować, była gotowa do zabawy i radości, za to jak swe kupsko ujrzała, podkuliła ogon pod siebie i normalnie się bała. Cóż więc, skala skażenia powietrza była niezgorsza.
A dziś zmieniliśmy otoczenie i byczymy sie u dziadków na działce nad jeziorem, nie ma komarów za to atakują nas efszesnastki i z takim hukiem i łomotem przelatują, że łeb puchnie.
Franek nakrapiany, tak go moje ukochane owady pokąsały, Zosia w piaskownicy, babcia wniebowzięta, ja śmigam na chwilę na słońce i kumuluję witaminę d.
Poniedziałek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz