środa, 30 maja 2007

u lalala I love you, babe


No to fajnie.
Znów nie będę miała komputera.
Zabiera go mąż wiecznie jakby przynajmniej był służbowym (no dobra, jest).
A u nas zmiany kolejne. Po powiększeniu się nieznacznym rodziny o psę, nagle się posypało lawinowo i nam się stadko stysiąckrotniło: mamy mrówki. Piękne, maleńkie czarne mrówki. Każda ma swoje imię, i jeszcze im norki sprzątamy i w ogóle jesteśmy cool opiekunami i bardzo się cieszymy, że możemy hodować takie miłe zwierzątka.
CZY KTOŚ CHOLERA JASNA ZNA JAKIŚ SKUTECZNY SPOSÓB NA TE CHOLERNE MRÓWY?????
Kawa, mięta, płyn do czyszczenia kuchni NIC damn it nie działa!
Wczoraj nie tracąc czasu na detal wzięliśmy butelki (bo nam się wałek podczas ostatniej kłótni gdzieś zapodział) ja po piwie, mąż po winie i masowo i hurtem je miażdżyliśmy. Doskonała terapia. Po prostu super.
A oprócz tego staję się człowiekiem pająkiem, kiedy w nocy opanowuje umiejętność przyklejania się do ściany i tylko szkoda, że nie w pionie a raczej w poziomie, a cel tych działań jest zgoła inny niż wspinacza-kaskadera (czyli mi wcale nie chodzi o zdobycie szczytu ani sufitu), mi li i jedynie idzie o chłód od ścian bijący. Gorąco jak w piekle w nocy, w dzień zimnisko, że kurtki z szaf.
I jeszcze nabyłam drogą kupna kurs nauki włoskiego i od dwóch tygodni się uczę odmiany czasownika essere (wiecie, że jak się nie ma czasu, to trzeba się zapisać na kurs suahili czy też innego równie niezbędnego w życiu języka często w naszych kręgach kulturowych używanego, zrezygnować po miesiącu i już ma się dwie godziny w tygodniu wolne!).
A na dodatek w piątek teściowa is coming i już po prostu nie mogę się doczekać i skaczę z radości i ona chyba myśli, że przyjazd w dzień dziecka jest sam w sobie hiperatrakcją dla dzieci i nic więcej im nie trzeba. Mąż jednakowoż nie lepszy, na propozycję, by może urlop zapodać na dzień ów radosny i jakiś wypad dzieciom zorganizować albo bitwę na poduszki od rana (wszystko jedno co, byle bez pośpiechu i z radością i razem) odrzekł, że mu szkoda tak pojedynczych dni marnować. Czy ja mu każe na dzień kobiet ten urlop brać, czy co???
Psa nasza jest naprawdę kochana i spokojna i cierpliwa i tylko trochę się boi, ale ma do tego prawo, przecież jest dzieckiem. Złodzieja do chaty nie wpuści, jeśli tylko obudzi się, jak ten nam wpadnie razem z wybitym oknem.
Jutro czeka mnie zgłoszenie gotowości w urzędzie pracy powiatowym. Uuuuuwielbiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz