sobota, 3 stycznia 2009

I get knocked down but i get up again


i tak widzicie, ciągle grzebię w tych phrasalach. I nawet piosenki wyszukuję. A co powinnam robić? Wiadomo. W związku z tym, że nie mogę się zabrać, mam już posprzątane (jakbym przed świętami gruntownie nie sprzątała, poświętach też zresztą, kiedy ja nie sprzątam, anyway), wyprane, powieszone, obiad skonsumowany, zakupy nabyte... to wszystko zamiast nauki, też tak macie? Na glanc przed sesją będę miała chatkę wybłyszczoną.
Ale czy ja już się chwaliłam, że mam samochodód? Piękny czerwony japoński??? I właśnie dziś zabrałam go na babską przejażdżkę po second-handach? Pierwszy raz? (rano połówka mi wymieniła opony na zimowe, bo z deka ślisko i sypie ten puch marny). Jestem oczarowana, acz przed oczami wiecznie ta krzyżówka z kraksą i ciarki na plecahc, nie wiem, czy kiedykolwiek zapomnę...
No nic, komu w drogę, temu słownik longmana, starsze nieletnie w kinie na Madagaskarze (to jej pierwsza wizyta w kinie, więc kciuki) z wujostwem, młodsze nieletnie drzemie popołudniowo, mąż u sąsiadki ZAKŁADA ZIMOWE OPONY, co.
To ja lecę się uczyć, później czasu może być za mało (matuchna kochana napiekła pączków dla pułku wojska, wprosiliśmy się na wieczór, wszelako wiadomo, że niezdrowe są, to im pomożemy skonsumować).
oł dżi. Napisałam pułku przez ó, matko, już poprawiłam... czy to należy leczyć? To, że by mi to spać nie dało????

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz