środa, 7 stycznia 2009

na ulicach cichosza


Wiem. Dobrze wiem (potrafię ranić tak jak nikt... zawsze mi od razu przychodzą do głowy piosenki), że absolutnie każdy wspomniał już o zimnie. Rano jednakowoż (a z domu wyjeżdżam przed siódmą) na prowincji jest jeszcze mroźniej, i kiedy mieszczuchy narzekają na minus pierdylion u nas jest minut srerdylion i co? Myślę, że jest już tak zimno, iż różnica kolejnych kilku stopni na minus (notkę sponsoruję słówko "minus") nie robi żadnej różnicy. Odtajanie trwa godzinami i właśnie, gdy człowiek poczuje się w miarę komfortowo, należy wrócić na drugą, złą stronę ściany.
Ale przecież się ociepliło, jest już zaledwie dziesięć stopni mrozu i tylko trochę prószy (matko jedyna, Ola, DZIĘKI!) przecież, jezdnie są czepne, zima jest cudowna (niech no jeszcze kiedyś usłyszę, jaka to cudowna pora roku - wydepiluje wnętrze nosa. Gratis.)
W pracy mnie wkurzyli, nie przyznano mi dodatku motywacyjnego, nie poprzeklinam, bo nie pomaga mi to ostatnio, zreszta co mi po 60 złotych brutto. Budżetówka, so to say.
I tak, o, dopadła mnie codzienność i nawet dobre stopnie (niektórzy mówią na mnie kujon, ale ciiii) cieszą mniej i kurwa co jest tak biało za oknem??????
--------------------------------------------------------------------------------------

Już wszystko jasne. Ta irytująca biel, ten wkurzający bałagan i denerwująca dyrekcja... nie można winić nikogo, jeśli wina jest po mojej stronie. Jako, że przez kilka lat zmagałam się z nieprzewidywalnością cyklu, nie zdążyłam przywyknąć do księżycowych odległości po powiciu drugiego potomka i nie rozpoznałam klasycznych objawów PMS, które właśnie ustąpiły i przynosząc błogi spokój i pierdolony ból brzucha, ups, już nie będę.
Tak mnie naszło na prysznicowe rozważania dziś i pomyślałam o własnym toku nauki.
Orłem to ja byłam, w podstawówce ostatnio. W liceum państwo profesorostwo szybciutko pokazało mi moje miejsce, ale czy upadłam? Ależ. Już w klasie maturalnej miałam pasek na świadectwie i egzamin dojrzałości na same piątki. Czy pofrunęłam wysoko? Nic bardziej mylnego. Prawdziwe państwo profesorostwo podcięło mi skrzydła raz kolejny, uznając, iż na studia na TYM uniwersytecie dobre świadectwo z renomowanego liceum to kicha i na egzaminach pokazało mi drzwi. W przenośni. (tak, zdawałam egzaminy wstępne i starą maturę, matko z córką, jaka jestem stara). Ta porażka, studia zaoczne, trochę z obowiązku, praca, kursy, praca, praca i wszystko wokół i chyba wiek już nieco starszy niż pełna ambicji nastolatka sprawiły, że samoocenę mam tak na wysokości sutereny. Do dziś. (może dlatego określenie kujon to dla mnie balsam...).
I dlatego wybrałam kolejne studia już nie na TYM uniwersytecie. Fenkjualot.
Moja obecna alma mater opinię ma przeciętną, tak. Marynarka Wam powie. Studenci prezentują wiedzę i umiejętności naprawdę różne. Żeby jednak dostać te piątki moje wymarzone i te czwórki z plusem i czwórki (jeszcze żadnej trói czy dwói nie złapałam, kujon, powiadacie?) muszę się naprawdę solidnie napracować (i dlatego teraz zamiast się uczyć, piszę i jak dostanę tróję, to wiecie na kogo będzie????) i poświęcam na to każdą dostępną chwilę, dziennie ze dwie godziny jak nic. Nie wiem, jak potoczą się losy moje i moich kolegów, wiem jednak, że ta nauka to dla mnie jeszcze duża frajda.
Moja koleżanka dobra, z którą ostatnio nieco, ku memu smutkowi, kontakty się poluzowały, też nie trafiła na studia na Uczelnię Najlepszą, poszła za to na inną, gdzie nie dość, że spotkała Mężczyznę Swego Życia, Partnera, Męża, Ojca swych Cudownych Dzieci, zdobyła jeszcze zawód, w którym odnosi nie lada sukces.
I może właśnie tu, nie wśród orłów (którym podcina się skrzydła, czego doświadczałam na TAMTEJ uczelni nierzadko), ale wśród ludzi pozytywnie do mnie nastawionych, którzy uczą i wymagają, ale nie szydzą z tych, którym idzie gorzej, zdobędę wymarzony zawód i nie stracę pasji i zdrowia?
A, zobaczymy jak się sprawy potoczą. Póki co zaczynam sesję i zamiast zgłębiać meandry historii Wielkiej Brytanii, przelewam myśli na ekran, nie wróży to dobrze, ekhem, niestety.
To spadam, bo przydługi mi ten nibypees wyszedł. Nie mylić z peemes. Nie, już zen...kwiat lotosu...flauta kompletna...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz