piątek, 23 stycznia 2009

I'll be there for you.


Skończyło się zimno, teraz wszyscy uwiesili się na grypie. Wiadomości, panorama, fakty, gazeta, radio chilli, mama, teściowa, babcia, listonosz, sklepowa... wieje grozą. Nienawidzę powiewu grozy. Dwa lata temu czułam sepsę na szyi, ten złowrogi szelest za uchem, teraz grypa. A to zaledwie grypa. A ja - pełna gotowość. Panika czai się w przedpokoju. Od czasu do czasu (w porze wiadomości na wszystki kanałach) zagląda bezczelnie do pokoju. Cholera jedna.
Wczoraj zapodałam sobie kieliszek wyborowej w celu wytłuczenia dziadostwa w organiźmie. Jezu, jak mnie siekło... pomroczność ciemna, sen instant.
A teraz, zamiast kucia słówek (powiew grozy kolejny, u nas przeciąg non stop), oglądam przyjaciół, zaśmiewając sie do łez, wycieram nosy (juz trzy, własny doszedł), nasłuchuję, czy kaszel już nosi znamiona stanów zapalnych dolnych dróg oddechowych, podziwiam obrazki od córki w momentach szczerego odruchu darowane, i podziwiam stertę książek na biurku ze słownikiem na szczycie i nie wyciągam wniosków, że NIC nie umiem...
No nic, dużo zdrowia wszystkim w nadmiarze życzę i spadam. Na przyjaciół, odcinek drugi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz