czwartek, 20 maja 2010

zachcianki


Nic nie umiem. Klasyczna deadline panic. Ale, rzecz jasna, pranie ręczne zrobione, konto na facebooku założone, jestem dokładnie na bieżąco z sytuacją powodziową w kraju ("dzięki" powodzi stulecia w 1997, poznałam, w tamtymże roku, mojego męża, także koszmar ale jednak nie ma tego złego...).
"Całkiem spokojnie popijam trzecią kawę" (z tym spokojem to duża przesada, ale cóż, no, cytat rządzi się swoimi prawami), zaczytuję się w klasycznej Sikorskiej, żonie słynnego męża, chłonę dość leniwie kolejne wiadomości na temat formacji teatru w Anglii i konstrukcji sonetu (iambic pentameter, coś Wam to mówi?), słońce nieco przyświeca, choć właśnie leje, drugi raz w ciągu godziny, wraca mąż zmęczony po ciężkiej pracy, bredzę bredzę bredzę; dom rozpieprzony totalnie, wszystko razem wygląda raczej brunatnie.
Wiosny, wiosny mi się chce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz