środa, 4 kwietnia 2007

porannik


No i chyba po groszku. W nocy było chyba z minus pięć, sądząc po temperaturze obecnej (jasna cholera dwa stopnie i nie wiem, czy się w kurtkę puchową na spacer opatulić?? Ona już głęboko na zapleczu zakopana na następną zimę czeka). I zapewne ten niespodziewany jednorazowy przymrozek moje nasiona unicestwił. Wiem, wiem, pewnie wystarczyło obejrzeć prognozy, ale ja tam pffff, nie oglądam. Więc załamanie pogody było nagłe i nieoczekiwane. Ale słońce świeci intensywniej niż zwykle. Odbijając się od białej ściany domku obok razi w oczy solidnie. Więc nie wiem, czy ufać termometrowi i założyć puch czy też pójść za głosem serca i japonki wygrzebać. Hmm, problemy od rana takie powiedziałabym transcendentalne (cokolwiek to znaczy)!
Ale już za to prawie mam obiad, kurczęcie uda już upieczone i mam w domu zasłonę dymną, bo pochłaniacz wisi już dwa miesiące, ale jakoś filtrów nie ma, czy coś. I jak otworzyłam okno, żeby wywietrzyć (matko, to się będzie wietrzyć kilka dni chyba) to szron mi sie na szafkach pokazał, więc zamknęłam, żeby jednak dzieci mi się w sople nie pozamieniały.
Franciszek się obudził, więc pójdę go ogarnąć, Zosię też i siebie na końcu, bo zamiast od siebie zacząć, kiedy Młody spał a Młoda zajęta była domisiami, ja się w cyberprzestrzeń zanurzyłam, a to, jak powszechnie wiadomo, zgubne.
Miłego dnia!
 P.S. poszłam na ten spacer i mało mi głowy ten lodowaty wiatr nie urwał. Dobrze, że zmiksowałam głos serca z termometrem i poszłam w płaszczu wiosennym i golfie wełnianym pod spodem...
P.S.2. Franek ma zęba, dolną lewą jedynkę. Wrzeszczeć niestety nie przestał, chyba druga na wierzchu...Wystukałam własnoręcznie, więc podobno mam sukienkę. Zosi też wystukałam te dwa lata temu i sukienki coś nie widzę, hmm. Może powinniśmy z mężem omówić tę kwestię.
Idę na obiad.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz