niedziela, 8 kwietnia 2007

świątecznie


No i mamy dwa zęby u Franka. Coraz doroślejszy ten nasz syn się robi.
A ja odpoczywam, bo do opieki nad dziećmi mam tabuny ludzi, i tylko nieco mnie wkurza, że ciągle te dzieci całują i mimo zmęczenia najchętniej nie wypuszczałabym z objęć tych załączników moich. I jeszcze tylko mnie wkurzają trochę te komentarze, że jest im zapewne zimno i żeby mąż (nigdy słów tych teściowa do mnie nie kieruje) ubrał Zosi/Frankowi bluzę, czapkę, skarpety, okrył dodatkowo i takie tam. Jak mówię jedynie trochę mnie to wkurza.
A kiedy rano usłyszałam, że mamy jeść „chlebeczek, suchareczki” to mało z tapczanu nie spadłam. O rany, jak ja nie lubię zdrobnień na siłę. Ja to w ogóle nie lubię zdrobnień.
No ale oprócz tego, że po prostu mam już dość teściowej i jej tekstów głupawych czasem, to jest ona doskonałym opiekunem naszych dzieci, o cioci nie wspomnę, bo ona w ogóle jest skarbem, i służy mi powietrze górskie, dobrze mi poza domem. Odwykłam już nieco od podróży, a Franek w ogóle do nich nie przywykł (Zosia w jego wieku przejechała już pół Polski, zaliczyła i morze i góry i jeziora) i końcówka podróży przebiegała przy wtórze czarownym płaczu (radia w samochodzie nie mamy), ale czuję, że brakowało mi tego i latem pójdziemy w góry, Franka na plecy, Zosia biegiem (bo ona zawsze wszędzie biegiem) i sru na Śnieżnik.
Idę świętować. Dość mrzonek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz