Syn towarzyszy mi w mej pracy tfurczej. Siedzi dzielnie przy wielkim drewnianym stole i koloruje obrazki przyniesione z katechezy. Śpiewa: Bóg kocha mnie, takiego jakim jestem, przyłączam się w trelach, syn z podziwem docenia znajomość kościelnego evergreenu.
Pytam zatem, czy uczyli się na religii. Tak. Ze starą panią i z tą nową też. (nowa pani ma jakiś zapewne drobny kłopot ortodontyczny i dzieci twierdzą, iż jest wampirem. To znaczy wróć, twierdziły. Zawsze mówiłam, że dzieci są przeokrutne).
Synek, pytam, a pani jest miła, prawda?
Tak, a nawet robi się coraz lepsza. Dziś dała mi dwie kolorowanki, jak poprosiłem dla siostry.
Tym się teraz mierzy jakość nauczycielek.
Hmmm.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz