piątek, 23 marca 2007

aż cholera netu nie mam


Franek spał anielsko na tarasie opatulony po szyje, bo u nas musi, po prostu musi być wiosna zimą i zima wiosną i śnieg i 2 stopnie i w ogóle pogoda, że szkoda mówić.
Zosia bawiła się z tatą w swoim pokoju, to znaczy chyba bawili się w odpoczynek, bo jak tam zajrzałam miał półotwarte (półzamknięte) oczy i nieobecny wyraz twarzy.
Ale zaraz Zosia przybiegła do mnie i rzecze: mamo, daj nam czekolady.
Oboje są jej wiernymi fanatykami, ale coś mi śmierdziało, bo przecież tata hmmm, no cóż, spał.
-Ale dlaczego mam wam dać czekoladę?
-bo jesteśmy głodni.
-ale przecież niedawno był obiad. Nie najedliście się?
-najedliśmy, ale chcemy teraz czekolady.
-no ale czy tata przypadkiem nie śpi?
-śpi, tylko ja będę jadła.
Nie dostała, rzecz jasna, ale umie sobie dziewczę zorganizować przyjemności, prawda?
Zjeżdżają się goście, ale to tacy goście, co się i dziećmi zajmą i ugotują obiad, ręce do pomocy dodatkowe.
Lekuchno się tylko boję, że zarazimy ich ospą, na którą ciągle czekamy i co ujawnić się nie chce, ale siedzimy w domu jak te turki, żeby ewentualnego wirusa nie rozprzestrzeniać.
W każdym razie lustruję te moje dzieci co chwilę w poszukiwaniu krostek. I temperaturę sprawdzam jedynie co trzy minuty na czole.
No tak już mam. Panika na drugie.
Za oknem stoi bałwan. Nie listonosz, nie inkasent, nie sąsiad, ale zwykły śniegowy bałwan. Pisałam już,  że u nas musi być jakoś zawsze inaczej, niżby wypadało. Mamy wiosnę ale taką specyficzną. No białą po prostu.
Cały dzień minął na oczekiwaniu na szambiarza, ludzie kochani, oni zawsze spóźniają się kilka godzin. A dziś już normalnie przeszedł samego siebie. Miał być o 14, po 17 odebrał wreszcie telefon (a my oczywiście jak na szpilkach, bo już kipi) i powiedział, że dziś nie da rady. Taaa, a my se te nadwyżki wysiorbiemy albo co i na wiaderko będziemy robić i przez okno wylewać, żeby kultywować tradycje średniowieczne, bo tradycja to rzecz święta.Przyjechał w końcu popędzony i już pralka chodzi i dzieci pluskają się w wannie radośnie i w ogóle sielaneczka łazienkowa,bo szambo puściutkie. Mała rzecz a cieszy!Franek przespał dziś na tarasie jedynie cztery i pół godziny i ma zapowiedziane, że na noc też na taras wyleci, bo on w nocy tak ładnie nie śpi. Jemu jedynemu ten nagły atak zimy jakoś nie przeszkadza.A po południu znów zasnął na jakieś 40 minut i nie obudził się nawet przy przekładaniu do łóżeczka i przecież to całkiem normalne, bo przecież w dzień nie spał wcale i wstał o 5 rano razem z mamusią rześką i wyspaną i po prostu nimfą zwiewną poranną. I nie mamy internetu i wcale ale to wcale mnie to nie wkurza i dlatego tak sobie klepię w tę klawiaturę, żeby już za kilka dni mam nadzieję, jak nam kontakt ze światem przywrócą serwisanci, wkleić te dowody tęsknoty za siecią masowo z kilku dni.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz