piątek, 9 marca 2007

frajdej


Mam.
Już wiem, co to pełnia szczęścia: Zosia śpi, Franek śpi, laptop na kolanach, kawa i papieros (ulalala, zapędziłam się, nie palę). Jeszcze jakaś muzyka by się nadała, no to siup Eve Cassidy sobie dam. Albo nie, przy Evie rodziłam, niech mi lepiej tego nie przypomina... to może Dziewieć milionów rowerów pekińskich... już. Piękny początek weekendu.
Uwielbiam moje dzieci. I wzruszają mnie obrazki, kiedy się bawią (Zosia Frankiem raczej), albo całują albo śpiewają sobie... no, ale powiedzmy sobie szczerze, takich momentów dziennie bywa ile... dwa, trzy, góra cztery. Co razem daje ile... no góra 15 minut. A pózniej jest codzienność. Ryk, budzenie się nawzajem, kopanie (i tu znowu raczej Zosia Franka), kłopoty i "maaaaamoooo, zrobiłam kupkę". No i z Frankiem przy cycku lecę ten goły mały tyłek podcierać. Nie no wiem, nikt nie mówił,że będzie łatwo. Nie jest. I jak fajnie było z jdnym dzieckiem. Chyba się nudziłam.
Tak sobie za okno wyglądam i chyba się na basen wybiorę. I buty nabędę dla Młodej, bo w zimowych nóżki się jakoś pocą. Zaskoczyła mnie ta wiosna.
I jak bardzo chętnie zjadłabym sobie frytki takie niemrożone.
I popiła to kolą.
Leniwie się weekend zaczyna. A jutro goście. Dlaczego my wiecznie mamy gości?? Tydzień temu goście, wczoraj goście, jutro goście, za tydzień w gości, za dwa tygodnie goście. Kiedy ja ten taras jakoś zadomowię? Gośćmi go mam obsadzić, czy co?
Nic to, zrobie czekoladowe fondue, upiekę ciastka i już zanim padnę na pysk przyjmę gości zadowlona, szczęśliwa i przyjaźnie do ludzi nastawiona.
A podobno bociany gdzieś już przyleciały, z rana wczesnego jakieś słowiki nam trele urządzają, małpi gaj czy ptasie radio czy coś, wiosna panie dzieju naprawdę wiosna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz