środa, 14 marca 2007

.


Byłam wczoraj usunąć kamień nazębny. Jestem znów kilo lżejsza. Jak tak dalej pójdzie, to kiedy wezmę na ręce me potomstwo sztuk dwa, to podwoję swoją wagę. Może jednak trzeba było te osady zwapnione zostawić? Wiatr dziś wieje i boję się, że mnie przewróci, więc zapobiegawczo siedzę na tarasie, a co!
Ale będąc już w tej spółdzielni zdrowotnej zdecydowałam zbadać swoją krew, w ramach porządków wiosennych. I ta laborantka spojrzała na mnie i powiedziała: ale pani to taka chuda, nie?
I teraz co ona miała na myśli mogę jedynie zgadywać: że bała się, że jaj tam zejdę i głową o kant biurka przyrżnę i kłopot będzie miała, albo że w moich rękach witkach żyły nie odnajdzie albo co ona jeszcze na myśli mieć mogła?????? Powiedziałam jej, że dziecko ze mnie wyżera kilogramy jakże cenne, ale na przekonaną nie wyglądała.
A później pani w recepcji zadziwiona była lekuchno, kiedy jej wręczyłam zaświadczenie, że jestem ubezpieczona i że właśnie trwa ostatni być może w moim życiu dzień urlopu macierzyńskiego. Mówiła, że tak wcześnie już bar zamykam? Bo ja to z tego gatunku, co jak ktoś zadzwoni do drzwi i ja otworzę, to ten dzwoniący mówi: poproś rodziców albo kogoś dorosłego. No wiem, że mam pryszcze. Tylko w ciążach ich nie miałam (tak, ciąże to był dla mojej cery czas błogosławiony). No wiem, że jestem drobna. Ale na Boga znaczni bliżej mi do trzydziestki niż do dwudziestki, matka dzieciom jestem przecież.
No dobra, fałszywej skromności dość, nieco mi pochlebia, jak ktoś mnie o dorosłych pyta, ale czasem hmm wino kupując też się musze legitymować...
Moja mama kupiła Zosi buty. Naturino. Zemdlałam, jak je zobaczyłam (ja do tego sklepu w ogóle nie wchodzę), a drugi raz zemdlałam, jak zobaczyłam ich cenę. I teraz się denerwuję, jak widzę dokąd Zosia w tych butach wędruje, jak wisząc na płocie zadzierzga znajomość z sąsiadem, jak rozkopuje popiół z byłego ogniska i jak jej buty jeszcze wczoraj różowe nabierają barwy soczystego brązu...
Zosia dziś nie kocha nikogo oprócz Franka, Maurycego i Marcela (sąsiedzi zza płotu).
A Franek tak uwielbia zabawy z Zosią (nawet, jak ta go, nie bójmy się użyć tego słowa, maltretuje), że z ryk czarowny zmienia na głośny hihot, za to Zosia, która ryczy czasem, kiedy sie lekko stuknie w rękę, nie reaguje w ogóle, kiedy Franek ciągnie ją za włosy i wyrywa całe pęki tych loków. Jak to wczoraj zobaczyłam, padłam,bo Zośka się nie da uczesać, a tu nic, aż sprawdziłam, czy jej te kudły same nie wychodzą. Ale nie, Franciszek jej wyrwał, a jak on pociągnie, to ja kwiczę z bólu, bo Małpiszon nie puszcza.
No i tak. Idę wieszać drugą pralkę prania.
Pomidorowa już gotowa. A Wy co macie na obiad?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz