czwartek, 8 marca 2007

dzień kobiet niech każdy się dowie


No i jakbym była, kurcze, jasnowidzem. Wizjoner jak nic ze mnie.
Franek niewyprowadzony krzyczał (o co on tak wrzeszczy, do ciężkiej cholery!), moja cierpliwość skończyła się o 14.02, kiedy to płakał jak gotowałam Zosi i sobie i mężowi też obiad, bo oni też by zaczeli warczeć, gdyby go nie dostali, no więc o tej 14.02, kiedy to cały dom uroczo śmierdział smażoną rybą a on ryczeć nie przestał (może on od tego smrodu ryczał???) podjęłam męską decyzję: deszcz-niedeszcz, iść trzeba, bo nie wytrzymam jak Boga kocham. Ubrałam moje prawie campery (a prawie, jak wiemy, robi różnicę), nawlekłam dżinsową kurtkę (na puchową juz naprawdę patrzeć nie mogę) ubrałam Zosię, Franka wpakowałam w ten wózek i huzia na nasze Szanselize. Jeszcze nie doszłam do furtki, a już spodnie do kolan mokre a prawiecampery utytłane w błocku. A za bramą jeszcze gorzej. I po co mi to było? No może po to, że Franek jeszcze śpi na tarasie i doglądam go przez okno, a ja se fruwam po tym sieciowym nieboskłonie. Ale te doznania i cholera jasna kałuże do kolan i Zosia w KAŻDEJ z nich i różowe buciki już dawno nieróżowe tylko w mazi czarnej błotnistej i to wszystko dla kilku bezcennych chwil dla mnie (no dobra, przebywanie na świżym powietrzu zdrowie jakoś buduje, czy coś). Ale ja się nadal pytam: kiedy tu będzie droga???? Miasto wojewódzkie w końcu.
Aha, deszcz nie padał.
No i teraz wystarczy li i jedynie wywietrzyć ten dom z rybiego odoru, upiec jakieś ciasteczka, posprzątać, umyć głowę, powiesić pranie, nakarmić Młodego, zajrzeć mu do pieluchy, maznąć się jakimś podkładem i korektorem pod oczy KO-NIECZ-NIE i już mogę przyjąć gości i świętować dzień kobiet. Sobie zasłużyłam chyba, kurcze, nie? Tralalalala

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz